Stacja wirowała wokół własnej osi, to wolniej, to znów szybciej, potem znowu wolniej - poruszając się, o dziwo, w dalszym ciągu z godnością... Gigantyczna istota morska niesiona przez kipiel na brzeg, gdzie czeka ją nieuchronna zagłada... Czarne fale oblewają ją pieszczotliwie, nie mogąc jej jednak zatrzymać w morskiej toni.
I raptem oślepiający błysk, kula ognista zawierająca czystą energię, ogromny twór, orkan, zlepek pędzących w przestworza białych kłębów dymu, coś niesłychanego, zdającego się pożerać cały wszechświat, ciskającego w twarze Billy'ego i Ewy jaskrawe rozbłyski.Głucha cisza.
Billy zacisnął mocno powieki, rozdygotanymi dłońmi dodatkowo zakrył sobie oczy, ale i tak owa bezlitosna jasność oślepiała go... Chmura rozszerzała się. Przerażająco szybko. Czarny pulsujący ośrodek rozrósł się do roziskrzonego barwami potoku, rozszalałego orkanu... i zgasł raptownie, aby po chwili odżyć na nowo erupcją oślepiającej jasności, przekształcić się w ognistego pomarańczowego potwora, dygocącego, wijącego się na wszystkie strony w straszliwych konwulsjach...