Jest czas wchodzenia i jest czas schodzenia. Gdy Stwórca nakłada siódmy krzyżyk na ramiona, oczywistą rzeczą jest, iż najbliższa człowiekowi ścieżka nie wije się przez rozkwitłą wiosnę czy rozpalone lato. Jesień jest mu najbliższa – czasem łagodnie ogrzewająca wszystko, co jeszcze zostało w ogródku serca i myśli, a czasem ulewami rozmywająca ślady stóp zostające zwykle już nieco z tyłu. Jesienią można śpiewać. Już nie wielkie arie i eposy bohaterskie, ale małe, przytulone do serca antyfony, które wiernie towarzyszą świętemu Psałterzowi. Każda najprostsza myśl, każde drgnienie serca, każde światło zauważone w drugim człowieku może stać się muzyką. Schodząc śpiewam. Czasem dołączam do innych, a kiedy indziej ktoś mnie w drodze dogania. Czas jak rzeka, nieuchronnie spływa do morza wieczności. Wody tej rzeki, chwile, często omywają radością, a innym razem smutkiem nasycają. ANTYFONY JESIENNE inspirowały i wyrastały z ducha, który wiosną 2009 roku dzielnie walczył o zdrowie mego ciała. Redagowanie tego tomu wypełniało i ratowało mój trudny czas między iniekcjami chemii i bombardowaniami kobaltem. Ten czas ozłocił mi i wprowadził na stałe do serca najpokorniejszą modlitwę mojego życia: JEZU, UFAM TOBIE.