Fakt, że taka dyscyplina jak antropologia kulturowa powinna być obecna w przestrzeni publicznej, wydaje się naturalny większości badaczy ją reprezentujących, więc spór, jaki dotąd toczył się w jej ramach dotyczył głównie tego, „jak" i „gdzie" ma być obecna, ja¬wił się jako problem „techniczny". Pamiętając jednak o tym, że antropolodzy wpisali w swoją dziedzinę kwestionowanie oczywistości, również tych generowanych przez kulturę profesjonalną, ważna staje się próba odpowiedzi na pytanie, z jakiego powodu „antropologia publiczna" miałaby być „naturalnym" składnikiem dyscypliny. Dopiero odpowiedź na to pytanie może pozwolić na podjęcie działań „technicznych" lub ich zaniechanie. Odpowiadając na pytanie: „dlaczego", odsłaniając zatem powody współczesnej „naturalności" publicznej antropologii, dochodzę do wniosku, że żaden namysł nad „jak" w dzisiejszych uwarunkowaniach kulturowych i instytucjonalnych nie jest wart wkładanego weń wysiłku. Pytanie o „jak" musi zostać odroczone.
Choć jednym z zadań antropologii jest ujawnianie pozornej naturalności kategorii kulturowych, za których pomocą staramy się porządkować rzeczywistość, to niektórzy badacze uczynili z owe-go zadania oręż w walce z tymi kategoriami - w zadanie wpisali krytykę. Zakładają zatem i starają się wykazać, że dany porządek jest niewłaściwy i zamiast tłumaczyć, projektują rzeczywistość. W ramach tego projektu zaangażowanie w zmianę kategorii kulturowych, według zakładanego przez nich wzoru, co określają mianem zaangażowania publicznego antropologii, ma być „naturalnym" elementem dyscypliny, lego typu uwikłanie antropologii publicznej ani nie pomnaża antropologicznej wiedzy, ani nie bu-duje autorytetu dyscypliny. Konieczne jest zatem rozerwanie tego - narzucanego obecnie jako konieczny - związku.