Abschaffel to trzydziestoletni urzędnik, żyjący samotnie w wielkim mieście. Wiecznie nienasycony wędrowiec, maniakalnie obserwujący i komentujący miejsca, zdarzenia i własną kondycję, nieustannie w ruchu. Setki błahych zdarzeń boleśnie obnażają nędzę jego istnienia. Żaden to zwykły urzędnik, a współczesny everyman, w Kafkowskim duchu pozbawiony imienia, w duchu Musila odarty z właściwości. Ów niepozorny, bezbarwny, wyalienowany bohater pozwala autorowi otworzyć niezwykle ciekawą perspektywę egzystencjalną. Abschaffel żyje bowiem w ciągłym poczuciu braku, prawdziwe życie zawsze jest gdzie indziej, jemu dany jest tylko pozór ułomnego niby-życia. Próbuje to rekompensować sobie, wchodząc w związki z trzema kobietami równocześnie, ta jednak próba, jak i wszystkie inne spełzają na niczym, potęgują jeszcze poczucie niezaspokojenia, pogłębiają neurozę. Wszystko, co obserwuje i opisuje Abschaffel, pod piórem Genazino ma kształt prozy pozbawionej ozdobników, lecz niezwykle kunsztownej, hipnotycznej wręcz. Jest w niej coś tak fascynującego, iż trudno się oderwać od lektury.