Powieść Jamesa Kestrela pt. “5 grudniów” jest doskonałym hołdem dla gatunku klasycznego czarnego kryminału. Tu brutalna zbrodnia miesza się ze skrajnymi emocjami - zemstą, miłością, tęsknotą. Główny bohater, detektyw, trzymając się miłości do swojej ukochanej jest w stanie przejść przez bardzo mroczne rejonu świata - zbrodni popełnianej na jednostce i zbrodni popełnianej masowo. Historia toczy się w przeciągu 5 lat poczynając od końca roku 1941. Zaczynamy na Hawajach, by pojąć podróż do Hongkongu i Tokio, czyli perspektywę II wojny światowej, której polski czytelnik ciągle tak dobrze nie zna. A co ciekawe, autor, choć jest Amerykaninem, oddaje ją głównie z perspektywy japońskiej, przy okazji zadając wiele trafnych pytań o naturę wojny i jej ofiary. Zanim jednak osiądziemy w tematyce wojennej, dostajemy całkiem dynamiczny kryminał, by pod koniec wrócić do niego w wersji już bardziej spokojnej, bardziej detektywistycznej. Cała intryga ma kilka ciekawych twistów, jednak osadzona jest na znanej kanwie czarnego kryminału, więc wiemy jakich rodzajów scen i charakterów możemy się spodziewać. Ale to nie jest minus historii, to stwarza dla niej ten wyjątkowy klimat powrotu do przeszłości, melancholii i tęsknoty za światem przedstawionym czarno-białym filmem. Wielkim melodramatem przeplecionym dobrym kryminałem. Podobały mi się też słowa, jakimi autor zbudował ten obraz - wydaje się, że dobry jest w uchwycaniu małych chwil, małych scenek z życia, które budują naszą codzienność. Myślę, że w historii odnajdą się fani powieści spokojnych, kryminałów z dobrą warstwą obyczajową. Ostrzegam jednak - książka wprowadza w dość melancholijny nastrój!