I tak, i nie.
Jeśli chodzi o Rowling - uwielbiam, czytałam kilka razy całą sagę i moja fascynacja nie minęła. Styl autorki jest genialny. Książki nie nudzą, pełne są zwrotów akcji. Za każdym razem czytając, przeżywam jeszcze raz te same emocje z taką samą siłą.
A gdy mowa o Zmierzchu i Meyer, mam mieszane uczucia. Gdy czytałam po raz pierwszy (i nie wiedziałam wówczas nic o całej otoczce wokół serii, o tej fascynacji Boskim Edwardem - wybaczcie, nie mogę sobie darować), byłam oczarowana światem, który wykreowała autorka. Historia Belli urzekła mnie i wciągnęła. Przeczytałam całą serię, byłam pod urokiem Zmierzchu. Potem, gdy pierwsze emocje opadły i zaczęłam myśleć o tym bardziej realnie - uzmysłowiłam sobie, że styl Meyer w porównaniu właśnie z Rowling wypada blado. Nawet bardzo! No i największym minusem tej książki jest chyba ta cukierkowość, tandetny schemat nieporadnej dziewczyny, która spotyka nieśmiertelnego i pięknego mężczyznę, potem "big love" i "happy end".
Na dodatek stwierdziłam, że książki powinny żyć własnym życiem, a nie otoczone rzeszą piszczących fanek (to jedna z licznych rzeczy, które odrzucają od "Zmierzchu").
Ale z kolei "Intruz" to zupełnie inna bajka. Motyw niby ten sam, ale jednak nieprzewidywalny, styl lepszy, pomysł na książkę genialny i świeży. Wampirom mówię z całego serca: dość. Za dużo tego.
A więcej ode mnie (i nie tylko) tutaj:
http://nakanapie.pl/forum/autorzy/359/stephenie-meyer