Temat

Jak niczego nie rozpętałem - Harosław Jaszek

Postów na stronie:
2010-11-29 10:20 #
Już niedługo, dzięki wysiłkom wydawnictwa IMG Partner będziecie mogli poznać historię pewnego magistra w Ludowym Wojsku Polskim. Znajdziecie ją w książce Harosława Jaszka "Jak niczego nie rozpętałem"

Nasz serwis objął patronat nad tą książką.


Jest to opowieść o rocznych perypetiach pewnego magistra w Ludowym Wojsku Polskim. Jak twierdzi wydawnictwo (IMG Partner), „nie oznacza to, że książka przemówi jedynie do czytelników pamiętających wyroby czekoladopodobne i noszone na szyi sznurki z papierem toaletowym. W tej pełnej inteligentnego humoru książce także młodsze pokolenie odnajdzie wiele znajomych, komicznych motywów. Fasadowość nie skończyła się wszak wraz z wygumkowaniem przymiotnika „ludowy”. Trwa. I oczywiście dotyczy nie tylko wojska”.

Wydawnictwo ostrzega:
„Książki Harosława Jaszka nie powinny czytać publicznie osoby, które chcą uchodzić za śmiertelnie poważne. Jej lektury nie zalecamy także czytelnikom cierpiącym na przepuklinę brzuszną lub mającym skłonność do zachłystywania się. Bezpiecznie mogą natomiast sięgnąć po „Jak niczego nie rozpętałem” pozostałe osoby w wieku powyżej czternastu lat, gustujące w poetyce „M*A*S*H”, scenariuszy pana Barei czy opowieści o Mikołajku. I one nie powinny jednak rozpoczynać lektury w szkole czy w pracy, o czym świadczy poniższa wypowiedź niespokrewnionej ponoć z autorem czytelniczki:
„Od rana, ciurkiem (no, prawie, bo muszę jednak trochę posymulować pracę), przeczytałam wszystkie części i muszę wyrazić swój zachwyt, bo inaczej pęknę. Po drugiej części pomyślałam, że śmieszniej być nie może. Myliłam się. Bajeczne poczucie humoru…” (fragmenty książki były publikowane w Portalu Literackim – Fabrica Librorum)”.
# 2010-11-29 10:20
Odpowiedz
@patrylandia
@patrylandia
243 książki 1840 postów
2010-11-29 10:35 #
książka z dobrym humorem, to chyba wszystkim nam potrzeba :) mnie zapowiedź przekonuje! :)
# 2010-11-29 10:35
Odpowiedz
2010-12-04 08:23 #
A czy przekona Cię fragment? Bo mamy:

Znaczenie herbaty w polsko-syryjskich stosunkach wojskowych: studium przypadku

Wsiadając do służbowego passata, podejrzewałem, że moja rola będzie polegała głównie na nietłumaczeniu tego, co powie major „Piggy”. Nie myliłem się. Schyłkowy szef sztabu był jeszcze mniej kurtuazyjny od nieschyłkowego. Dobrze, że syryjski kapitan nie pogłębiał swojej wiedzy wojskowej na szkoleniach w Polsce, bo moglibyśmy zostać aresztowani. Gwoli ścisłości, nie pogłębiał jej też w żadnym kraju anglojęzycznym, co ujawniło się od razu na samym początku spotkania.

– Blease – powiedział, uśmiechając się przyjaźnie i wskazując nam krzesła. Usiedliśmy. Na razie szło dobrze. Major z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu, jego myśli nie znalazły jednak jeszcze odpowiedniego punktu zaczepienia. Wiedziałem, że wcześniej czy później zapyta o portret Assada wiszący na jednej ze ścian.

Kapitan musiał chwilowo wyczerpać zasoby swojego wewnętrznego słownika angielskiego, bo – patrząc na mnie – zapytał w jakimś innym języku:

– Jugo sunboland?
Już miałem wyjaśnić, że niestety nie znam arabskiego, ale w ostatniej chwili zrozumiałem, o co mu chodzi.
– Yes, we are going back to Poland very soon – potwierdziłem. – In ten days.

– Kulu tam mam? – dopytał, uśmiechając się.
Tym razem nie dałem rady. Pytanie musiało być po arabsku. Chyba, że jednak znał polski i pytał mnie, czy mam tam kulu. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem, co to jest. Na mojej twarzy odbiła się pewnie zauważalna rozterka, bo życzliwie przyszedł mi z pomocą: – Kullu tamam? Kullu tamam? – powtórzył. – OK? OK? – potakująco pokiwał głową, unosząc przy tym brwi.

Wtedy sobie przypomniałem: kullu tamam znaczyło po arabsku „wszystko w porządku”. Jak mogłem o tym zapomnieć?
– Yes, everything is just fine – potwierdziłem. – Kullu tamam.

Syryjczyk szukał w pamięci jeszcze jakichś innych znanych mu angielskich słów i w końcu trafił na jedno.
– Tea? – zapytał.
– Obywatelu majorze, herbaty? – zwróciłem się do szefa sztabu.
– Taa, i spytaj go, co to za dupek na tym portrecie – odparł.
– Yes, please – uśmiechnąłem się do kapitana. – The major is saying he likes the picture of president Assad very much.
– Fenk you – skinął aprobująco głową Syryjczyk, po czym krzyknął coś w kierunku drzwi. Chwilę później do pokoju wkroczył żołnierz niosący tacę ze szklankami. Ich widok przypomniał mi, że jesteśmy w strefie rublowej. – Blease – zachęcił nas uprzejmie do picia kapitan. – Syrian tea very good – zapewnił nas z dumą.

Spróbowałem napoju jako pierwszy i omal się nie zakrztusiłem. Herbata była lurowata i tak słodka, jakby wsypano do szklanki z dziesięć łyżeczek cukru. Mężnie przełknąłem łyk płynu, obawiając się, czy major „Piggy” nie zacznie pluć. O dziwo, skrzywił się tylko i zdecydowanym ruchem odstawił szklankę na stół. Kurtuazja spoczęła na mnie.

– It is the best tea I have ever drunk in Syria (to najlepsza herbata jaką kiedykolwiek piłem w Syrii) – stwierdziłem zgodnie z prawdą. Mógłbym równie dobrze powiedzieć, że jest najgorsza, bo po prostu nigdy wcześniej nie piłem herbaty poza obozem. Ze względu na amebę. Kapitan docenił we mnie konesera i z uznaniem pokiwał głową.
– Bolanda tea good, too? – zapytał po chwili.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, major „Piggy” doszedł do siebie i wykrztusił:
– Oni nam chyba dali słodzone ośle siki. Zaraz się porzygam.

Syryjczyk spojrzał pytająco na majora, po czym przeniósł wzrok na mnie. Zapewne dziwna wydała mu się intonacja mojego przełożonego.
– The major also likes this tea a lot – zapewniłem go pospiesznie – but he cannot drink it because of his illness (panu majorowi także bardzo smakuje ta herbata, ale nie może jej pić ze względu na chorobę).
Syryjczyk przyjął schorzenie szefa sztabu ze zrozumieniem i spojrzał na niego współczująco: niemożność picia tak doskonałego napoju była bez wątpienia dolegliwa.
– Prawie na pewno się porzygam – uzupełnił major. – Powiedz mu, żeby nam dali jakąś wodę do popicia…. Albo nie – przypomniał sobie o amebie. – Mam lepszy pomysł… Sięgnął do swojej teczki i wyjął z niej butelkę johnnie walkera. – Powiedz mu, żeby zorganizował jakieś szklanki.

Sytuacja była kłopotliwa. Religia islamska w zasadzie zakazywała nie tylko spożywania alkoholu, ale nawet siedzenia przy jednym stole z pijącymi go. W zasadzie. Na szczęście kapitan nie okazał się ortodoksyjny. Nie miał nic przeciw temu, żeby się na pożegnanie napić z Bolandą. Podszedł jedynie do drzwi, uchylił je i zdecydowanym tonem udzielił jakiejś instrukcji żołnierzowi od herbaty. Następnie przekręcił klucz w zamku i zrobił coś, co od razu poprawiło mi humor: sięgnął po szklanki z herbatą i wylał ich zawartość do donicy, w której rosła okazała palma. Poczułem się jak w domu.

Kiedy dwie godziny później kierowca zabierał nas z powrotem do obozu, polsko-syryjskie stosunki wojskowe były na zdecydowanie wyższym poziomie. Można powiedzieć, że nastąpiło w nich dalsze zbliżenie. Byłem jego świadkiem. Nie doszłoby zapewne do niego, gdyby nie podobieństwa w obrządkach herbacianych. Zastanawiałem się, czy syryjski kapitan także mógł sobie pozwolić na podszczypywanie swoich żołnierzy. Na wszelki wypadek ulokowałem się na siedzeniu obok kierowcy.
# 2010-12-04 08:23
Odpowiedz
@oga
@oga
104 książki 86 postów
2010-12-04 11:55 #
Harosław Jaszek? Wielce znaczący pseudonim, oby nie na wyrost przybrany...
# 2010-12-04 11:55
Odpowiedz
2010-12-13 10:48 #
Dzisiaj oficjalna premiera. Książkę Harosława Jaszka "Jak niczego nie rozpętałem" możecie już nabyć w księgarniach.

Życzymy zabawnej lektury i czekamy na Wasze komentarze.
# 2010-12-13 10:48
Odpowiedz
2010-12-18 20:49 #
Jeżeli się jeszcze nie zdecydowaliście, to zachęcam do lektury recenzji Patrylandii, która wystawiła książce 5 gwiazdek.
# 2010-12-18 20:49
Odpowiedz
Odpowiedź
Grupa

Książki

Wszystko o książkach
© 2007 - 2024 nakanapie.pl