Dlaczego czytamy fantastykę? Może dlatego, że w porównaniu do pozostałych gatunków, wszystkich, bez wyjątku, jako jedyna nie posiada podobnych ograniczeń.
Czas i przestrzeń. Fantastyka kreuje swój własny świat i prawa w nim rządzące. Pozostałe gatunki bazują na naszej czasoprzestrzeni i nawet jeśli osadzone w realiach historycznych, nie odbiegają znacząco od tu i teraz, a różnice i tak są nam znane z lekcji historii w szkole. Ergo, powieść fantastyczna buduje podłoże, inna literatura bazuje na tym, co znane i startuje dopiero z tego miejsca.
Głębia i wielowymiarowość. Umysł ludzki jest na tyle skomplikowany, że najróżniejsze spekulacje literackie lubią ten obszar. Jeżeli natomiast fantastyka dodaje do niego elementy dla niej typowe, jego złożoność rośnie w zależności od stopnia rozbudowania bazy, o której mowa a powyższym akapicie. Zatem i problemy stające i gnębiące bohaterów fantastycznych mogą być większe i bardziej złożone, i ich rozwiązanie wymaga większego wysiłku, co jeszcze bardziej wpływa na bogactwo opowiadanej historii fantastycznej.
Technologie i magia. Aczkolwiek są elementami bazowymi dla tworzonej historii, niosą ze sobą pewnego rodzaju nieoznaczoność, niepewność czy nieskończoność. Są zatem doskonałym czynnikiem rozbudowującym opowieść, wpływają na jej rozwój, zaskakując czasem kierunkami i rozwiązaniami niedostępnymi w innych gatunkach beletrystyki.
Pozostałe gatunki. Najprościej rzecz ujmując, fantastyka nie jest podzbiorem literatury. Ona może i zawiera inne gatunki powieście w sobie. Łatwo możemy sobie wyobrazić dowolną historię obyczajową, historyczną czy kryminalną osadzoną w innym świecie, na innej planecie, w innym czasie czy wymiarze, gidze bohaterami są nie tylko ludzie, ale i stwory baśniowe, legendarne, maszyny i roboty, czy nawet obcy. Fantastyka jest zatem rodzajem bogatszym, nadrzędnym nad innymi gatunkami.
Wspomniany powyżej "SF-owy bełkot" dotyczy raczej klasyki gatunku, pisanej przez półwieczem lub wcześniej (z pewnymi chlubnymi wyjątkami, jak choćby powieście Juliusza Verne czy z naszego własnego podwórka, Jerzego Żuławskiego). To co powstaje dzisiaj, z bełkotem ma tyle wspólnego, co muzyka z robieniem hałasu - dla niewprawnego ucha. Współcześni autorzy mają do dyspozycji olbrzymie pokłady wiedzy w sieci jak również niezliczoną rzeszę specjalistów i konsultantów z poszczególnych dziedzin. Większość terminologii określonej przez osobę powyżej mianem bełkotu, to faktycznie żargon, ale przeważającej większości bardziej naukowy czy techniczny niż abstrakcyjny, gdyż osiągnięcia fizyki są obecnie na tyle zaawansowanie, że nie tylko potrafią uzasadniać obecne rozwiązania, ale teoretycznie opracowywać te, na które przyjdzie nam jeszcze poczekać (z wielu względów, ekonomicznych, technologicznych, politycznych czy naukowych), z czego współczesna SF czerpie bezlitośnie pełnymi garściami. Oczywiście możemy tu rozpocząć debatę nad granicą pomiędzy S i F - jak dla mnie i obecnej SF jest ona bardziej naukowa, niż kiedykolwiek przedtem - być może z tego powodu, że czytelnik jest dziś lepiej wykształcony i zorientowany w tym, co jest możliwe, co nie za bardzo, a co jest totalnym bełkotem, jak cytat Maynarda.
Oczywiście, to moje prywatne zdanie powstałe w oparciu o osobiste preferencje (i wykształcenie), zatem nie jest to raczej kwestia do dyskusji, a bardziej podzielenie się z wielce szanownym gremium kanapowiczów :)