W moim przypadku zawsze jest tak, że jeśli dana książka doczekała się właśnie ekranizacji, a film staje się hitem, to - chcąc, nie chcąc - twarz aktora "przylepia się" do danej postaci książkowej. Czego nie lubię, bo to nie daje możliwości na rozwijanie wyobraźni.
Oczywiście, gdy odpowiednik filmowy, że tak powiem, jest dopasowany, to nie stanowi to większego problemu. Gorzej, jeśli mój wyimaginowany bohater wygląda zupełnie inaczej niż osoba, która odgrywa jego rolę. Zawsze się wściekam, gdy widzę nieścisłości w doborze obsady, jak i w fabule - ale to już inna bajka.