Cytaty Terry Pratchett

Dodaj cytat
Wystarczy pobiegać koło kuchni, rozumiesz, hau, hau, służyć, służyć, jaki grzeczny piesek, wygląda, jakfy rozumiał każde słowo, zofaczymy, co się tu znajdzie dla pieska...
Zawstydził się na moment.
- Duma jest w porządku, ale jedzenie to jedzenie - zakończył.
- Nie ma’ ‘ym ‘ucić.
- Ja mam — stwierdził Detrytus i podniósł krasnoluda. — Nie martw się, potrafię wyliczyć twoją trajektorię z oszałamiającą precyzją. Potem będziesz musiał jedynie sprowadzić kapitana Vimesa, Marchewę albo jeszcze kogoś.
Słabe protesty Cuddy’ego wykreśliły w powietrzu stromy łuk i zniknęły wraz z okienną szybą.
Żyły wystąpiły Marchewie na karku. Podparł się pod boki.
- Młodszy funkcjonariusz Detrytus! — ryknął. — Zasalutować!
Wiele godzin usiłowali go tego nauczyć. Mózg Detrytusa potrzebował czasu, by przyswoić sobie zasadę, kiedy jednak już tam trafiła, nie znikała prędko.
Zasalutował. Ręką pełną krasnoluda.
Owszem, czasami przebijali continuum czasoprzestrzenne albo doprowadzali łódkę rzeczywistości zbyt blisko spienionych wód chaosu, jednak nigdy nie łamali prawa.
Sierżant Colon ze Straży Miejskiej Ankh-Morpork (nocna zmiana) spojrzał na promienne twarze nowych rekrutów. Westchnął. Przypomniał sobie swój pierwszy dzień. Starego sierżanta Wimblera… Co za drań! Ciął językiem jak pejczem. Gdyby dożył i zobaczył…
Jak to nazwali? Rekrutacja afirmatywna czy jakoś tak. Krzemowa Liga Walki ze Zniesławieniem nachodziła patrycjusza tak długo, że w końcu…
- Spróbujcie jeszcze raz, młodszy funkcjonariuszu Detrytus — powiedział Colon. — Sztuczka polega na tym, że zatrzymujecie rękę tuż nad uchem. No już, wstańcie z podłogi i spróbujcie znowu zasalutować.
- Teraz, kiedy jest nas więcej, trzeba załatwiać sprawy jak należy — przypomniał koledze sierżant Colon. — Jasne! Ehem… jasne? Dobrze. Dzisiaj witamy w naszych szeregach młodszego funkcjonariusza Detrytusa… nie salutować!… Młodszego funkcjonariusza Cuddy’ego i młodszą funkcjonariusz Anguę. Mam nadzieję, że wasza służba będzie… Co tam macie, Cuddy?
- Ja? — zdziwił się Cuddy z niewinną miną.
- Trudno mi nie zauważyć, że wciąż trzymacie coś, co mi wygląda na dwuostrzowy topór do rzutów, mimo że tłumaczyłem przecież, co mówi regulamin Straży Miejskiej.
- Broń etniczna, sierżancie? — zasugerował z nadzieją Cuddy.
- Możecie ją trzymać w szafce. Strażnicy noszą miecz, krótki, jedna sztuka, i pałkę, jedna sztuka.
Jednak patrycjusz dosyć lubił ogrody — na swój spokojny sposób. Miał pewne poglądy na temat umysłowości większej części rodzaju ludzkiego i ogrody sprawiały, że uznawał je za w pełni uzasadnione.
Nawet dziesięć tysięcy krasnoludów, jedzących bez przerwy nożem, widelcem i łopatą, nie doprowadziłoby do istotnego zmniejszenia szczurzej populacji Ankh – Morpork. To był główny temat krasnoludzkich listów do domu: przyjeżdżajcie tu wszyscy i zabierzcie keczup.
Żeby zrozumieć, dlaczego krasnoludy i trolle tak się nie lubią, należy się cofnąć daleko w mroki historii. Można ich porównać do kredy i sera. To bardzo dobre porównanie -jedno jest organiczne, drugie nie, ale też trochę pachnie serem. Krasnoludy żyją z tego, że rozbijają kamienie zawierające cenne minerały, a oparte na krzemie formy życia, znane jako trolle, to w zasadzie kamienie zawierające cenne minerały. W warunkach naturalnych godziny dnia spędzają w uśpieniu, nieruchomo - a nie tak powinien się zachowywać kamień zawierający cenne minerały, kiedy w pobliżu są krasnoludy. Krasnoludy zaś nienawidzą trolli, ponieważ kiedy już się znajdzie interesującą żyłę cennego minerału, nie chciałoby się, żeby kamień nagle wstawał i wyrywał komuś rękę tylko dlatego, że ten ktoś akurat walnął go kilofem w ucho.
Sam Vimes w dzieciństwie wierzył, że bardzo bogaci jadają ze złotych talerzy i żyją w marmurowych domach. Teraz nauczył się czegoś nowego: ci bardzo, bardzo bogaci mogą sobie pozwolić na ubóstwo. Sybil Ramkin żyła w nędzy, dostępnej tylko bogaczom - w biedzie, do której podchodzili z przeciwnej strony. Kobiety, którym zwyczajnie dobrze się powodziło, oszczędzały i kupowały suknie zdobione koronką i perłami; lady Ramkin była tak bogata, że mogła sobie pozwolić na chodzenie w gumowych butach i tweedowej spódnicy, która należała do jej matki.
Marchewa oblał się rumieńcem.
Funkcjonariusz Angua opanowała salutowanie już przy pierwszej
próbie. Nie nosiła na razie kompletnego munduru - i nie będzie, dopóki ktoś
nie zaniesie jej... no, co tu ukrywać, napierśnika do starego płatnerza
Remitta, żeby wyklepał solidnie tutaj i tutaj. I żaden hełm na świecie nie
zdołałby przykryć tej masy popielato-blond włosów. Co prawda Marchewie
przyszło do głowy, że Angua wcale tego wszystkiego nie potrzebuje.
Ludzie i tak będą ustawiać się w kolejce, żeby dać się zaaresztować.
Gaspode potrafił zjawiać się bezgłośnie, niczym niewielki obłoczek metanu w zatłoczonym pokoju; posiadał też taką samą irytującą zdolność wypełniania całej dostępnej przestrzeni.
Pewne rzeczy są tak doskonałe w swej kategorii, że trudno zdobyć się na to, by je zniszczyć. Coś jedynego w swym rodzaju zawsze ma wyjątkową wartość.
Patrycjusz Ankh-Morpork siedział na swym prostym krześle z dziwnym promiennym uśmiechem zapracowanego człowieka, który po ciężkim dniu znajduje w terminarzu notatkę: "7.00-7.05. Bądź wesoły, spokojny i uprzejmy".
Poważne naruszenie prawa i porządku to podstawa istnienia Ankh-Morpork.
Byli ludźmi z natury podejrzliwymi. Byli potomkami ludzi, dla których podejrzliwość i paranoja stanowiły zasadnicze cechy umożliwiające przetrwanie.
- (...) Przecież wiem, że trolle umieją liczyć. Dlaczego ty nie potrafisz?
- Umiem liczyć!
- No to ile palców pokazuję? Detrytus wytrzeszczył oczy.
- Dwa?
- Dobrze. A teraz ile?
- Dwa… i jeszcze jeden…
- A dwa i jeszcze jeden to razem…
Detrytusa zaczęła ogarniać panika. Wchodzili w obszar rachunków.
Nierzeczywisty świat żywych rozwiewał się już, ale Cuddy spojrzał jeszcze gniewnie na pogięte szczątki swego topora. Zdawało się, że irytują go o wiele bardziej niż połamane szczątki Cuddy’ego.
- Popatrzcie tylko - rzekł. - Tato zrobił dla mnie ten topór! Piękna broń, żeby ją zabrać na tamten świat, nie ma co!
CZY TO JAKIŚ OBRZĄDEK POGRZEBOWY?
- Nie wiesz? Przecież jesteś Śmiercią, nie?
TO NIE ZNACZY, ŻE MUSZĘ SIĘ ZNAĆ NA OBRZĄDKACH POGRZEBOWYCH. NA OGÓŁ SPOTYKAM LUDZI, ZANIM ZOSTANĄ POGRZEBANI. CI, KTÓRYCH SPOTYKAM POTEM, SĄ ZWYKLE PODENERWOWANI I NIE MAJĄ OCHOTY NA DYSKUSJE.
Cuddy skrzyżował ręce na piersi.
- Jeśli nie zostanę należycie pogrzebany - stwierdził - nigdzie nie pójdę. Moja udręczona dusza będzie się w męce błąkać po świecie.
PRZECIEŻ NIE MUSI.
- Ale może, jeśli ma ochotę - oznajmił z dumą duch Cuddy’ego.
Marchewa uświadomił sobie, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Obejrzał się.
Młodszy funkcjonariusz Cuddy odwrócony był nogami do góry, ponieważ młodszy funkcjonariusz Detrytus usiłował obijać bruk jego hełmem, chociaż młodszy funkcjonariusz Cuddy wykorzystywał tę pozycję, ściskając młodszego funkcjonariusza Detrytusa za kolana i próbując wbić zęby w jego kostkę.
Uczestnicy obu marszów przyglądali się im zafascynowani.
Detrytus usiadł. Życie było takie proste, jeśli się nad tym zastanowić. A on naprawdę się teraz zastanawiał. Był w siedemdziesięciu sześciu procentach pewien, że jego ciało ochłodzi się jeszcze o siedem stopni.
Vimes uśmiechnął się. Zabawne, pomyślał, że nigdy nie czuję się tak pełen życia jak wtedy, kiedy ktoś usiłuje mnie zabić. Dopiero wtedy człowiek zauważa, że niebo jest błękitne. Chociaż właściwie wcale nie jest teraz błękitne. Zasłaniają je chmury. Ale je zauważam.
Bibliotekarz Niewidocznego Uniwersytetu jednostronnie zdecydował zwiększyć poziom zrozumienia, tworząc „Słownik orangutańsko-ludzki”. Pracował nad nim od trzech miesięcy.
Nie było to łatwe. Na razie doszedł do „uuk”*.
Krasnoludy nie są osobnikami z natury religijnymi, ale w świecie, gdzie kopalniane stemple mogą pęknąć bez najmniejszego ostrzeżenia, gdzie nagle może wybuchnąć metan, bogowie są potrzebni jako rodzaj nadprzyrodzonego odpowiednika kasku ochronnego. Poza tym, kiedy ktoś uderzy się w palec ośmiofuntowym młotem, przyjemnie jest rzucić jakieś bluźnierstwo. Tylko wyjątkowy ateista o bardzo zdecydowanych poglądach potrafi w takiej sytuacji podskakiwać, wsuwając dłoń pod pachę, i krzyczeć: „A niech to przypadkowe fluktuacje w kontinuum czasoprzestrzennym!”, albo „Aargh, prymitywna i przestarzała koncepcja na krzyżu!”.
Wielu, bardzo wielu władców - dobrych, złych, a bardzo często martwych, z reguły wie, co się działo. Nieliczni potrafią, kosztem ogromnego wysiłku, wiedzieć, co się dzieje. Vetinari oba typy uważał za pozbawione ambicji.
Vimes znieruchomiał. Serce śpiewało mu z radości. Rozkoszował się tą chwilą. Chciałby zachować ją, włożyć ostrożnie między kartki grubej książki, żeby na starość wyjmować czasem i wspominać.
Uczestnicy obu marszów przyglądali się im zafascynowani.
- Powinniśmy coś zrobić! — stwierdziła Angua w zaułku, gdzie kryli się strażnicy.
- Bo ja wiem… — odparł z wolna sierżant Colon. — Takie etniczne historie są zawsze bardzo delikatne.
- Można łatwo pogorszyć sytuację — dodał Nobby. — Strasznie wrażliwi są tacy typowi etnicy.
- Wrażliwi? Przecież oni próbują się pozabijać!
- To kwestia kulturowa — wyjaśnił żałośnie Colon. — Nie możemy przecież narzucać im norm naszej kultury. To byłby gatunkizm.
Jeśli już musisz spojrzeć wzdłuż drzewca strzały z jej niewłaściwego końca, jeśli ktoś ma cię w swej mocy, to módl się jak tylko potrafisz, żeby był złym człowiekiem. Ponieważ źli lubią władzę, władzę nad ludźmi – chcą widzieć twój strach. Chcą byś wiedział, że umierasz. Dlatego gadają. Napawają się swoją przewagą.
Vimes, jak umiał, zawiązał pod szyją chustę. Stawał już twarzą w twarz ze smokami i trollami, ale teraz miał spotkać całkiem nowy gatunek: bogaczy.
- Wiesz… — Cuddy obrzucił trolla krytycznym spojrzeniem. — Może i nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz. To nie takie trudne. Zastanówmy się… To znaczy ja się zastanowię, a ty możesz dołączyć, kiedy poznasz odpowiednie słowa.
Pogrzeb dobiegł końca. Trefnisie, błazny i klauni wracali do swoich zajęć, po drodze utykając w drzwiach. Było sporo przeciskania się, popychania, trąbienia nosów i opadania spodni. Ta scena nawet najszczęśliwszego człowieka skłoniłaby, żeby podciął sobie żyły w piękny wiosenny poranek.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl