Cytaty Terry Pratchett

Dodaj cytat
Kiedy ułożyła jakoś włosy i przeglądała się w lustrze, zaśpiewała piosenkę. Śpiewała chórem. Nie, oczywiście nie chórem ze swoim odbiciem w lustrze, ponieważ taka bohaterka wcześniej czy później zacznie śpiewać w duecie z panem Błękitnym Ptakiem i innymi leśnym stworzeniami, a wtedy nie ma już innego sposobu niż miotacz ognia.
Królewski sokolnik zwykle bezskutecznie bronił się przed sokołami, które atakowały go dla rozrywki, a jeśli chodzi o Króla Henryka, to podnosił go w powietrze i upuszczał jak żółwia.
Nie znaczy to, że Hodgesesaargh był złym sokolnikiem. Kliku innych w Lancre także hodowało sokoły i uważało, że należy do najlepszych treserów w całych górach, może dlatego, że był całkowicie oddany temu zajęciu. Po prostu każdą małą, pierzastą maszynę do zabijania szkolił tak dobrze, że w końcu nie mogła się powstrzymać od sprawdzenia jak treser smakuje.
Luz to głupie słowo, używane przez osoby, których mózg mógłby się zmieścić w łyżce.
Nie można ufać ludożercy tylko dlatego, że używa noża i widelca!
Nie wziął się w garść, bo nie był pewien, jak się to robi, a nigdy nie ośmielił się zapytać (...).
Poza tym zawsze istniała szansa, że w pewnym momencie może znaleźć się w pokoju sama z Lacrimosą. Wtedy nie potrzebowałaby czosnku ani kołka, ani topora. Wystarczyłaby chwila rozmowy o ludziach, którzy są zbyt niesympatyczni, zbyt złośliwi, zbyt szczupli... Tylko pięć minut, sam na sam.
I może jeszcze szpilka, dodała Perdita.
Przypuśćmy, że jednak jest sprawiedliwość dla wszystkich. Za każdego niewysłuchanego żebraka, każde ostre słowo, zlekceważony obowiązek, każdą zniewagę, każdy wybór… Bo o to przecież chodzi, prawda? Trzeba dokonywać wyborów. Człowiek może mieć rację i może się mylić, ale musi decydować, wiedząc że dobro i zło bywają wcale nieoczywiste, a czasem nawet, że wybiera między dwoma rodzajami zła, że nie ma żadnej racji. I zawsze, zawsze wybiera sam.
- Potrafisz zauważyć to i owo, nie ma co — oświadczyła, pykając energicznie. - Zauważasz, zauważasz, zauważasz. Będziemy musiały cię nazwać panną Zauważalską.
- Z pewnością zauważyłam, że kiedy myślisz coś, co ci się nie podoba, zawsze bawisz się fajką - odparła Agnes. - To aktywność zastępcza.
Otoczona chmurą słodko pachnącego dymu, niania przypomniała sobie, że Agnes czyta książki. Wszystkie czarownice, które mieszkały w jej domku, były typami książkowymi. Wierzyły, że można zobaczyć życie poprzez książki, ale to niemożliwe, a to z tej przyczyny, że słowa przeszkadzają.
- Jak można złamać obie nogi przy upadku z osła?
- Osioł szedł tą wąską dróżką na zboczu wąwozu Skund. Perdore spadł z sześćdziesięciu stóp.
- Tak? No… wysoki jest ten osioł, trzeba przyznać.
Tekst zaczynał się od: „Mamy zaszczyt serdecznie zaprosić...”, a dalej było takie eleganckie, okrągłe pismo, które trudno odczytać, ale wygląda bardzo oficjalnie. Niania Ogg uśmiechnęła się i odłożyła kartę nad kominek. Podobało jej się to „serdecznie”. Miało głębokie, znaczące, a przede wszystkim alkoholowe brzmienie.
- Dobry wieczór (...). Zapewne jesteście gniewnym tłumem. Ktoś z tyłu, kto nie nadążał za rozwojem wydarzeń, rzucił kamieniem. (...)- Widły są w porządku - uznał. - Lubię widły. Jako widły z pewnością spełniają wymagania. I pochodnie, to się rozumie samo przez się. Ale kosy... Nie, stanowczo nie. Zupełnie się nie nadają. Zapewniam was, że kosa nie jest właściwą dla tłumu bronią. Możecie mi wierzyć. Zwykły sierp jest o wiele wygodniejszy. Spróbujcie wymachiwać kosami, a szybko ktoś straci ucho. Postarajcie się o tym pamiętać. Zbliżył się do potężnego mężczyzny z widłami. - Jak się nazywasz, młody człowieku?
- Br... Jason Ogg, proszę pana.
- Kowal?
- Tak, proszę pana.
- Żona i rodzina w dobrym zdrowiu?
- Tak, proszę pana.
- To dobrze. Macie wszystko, czego wam trzeba?
- Eee... tak, proszę pana.
- Zuch chłop. Kontynuujcie. Byłbym wdzięczny, gdybyście w porze kolacji mogli krzyczeć trochę ciszej, ale oczywiście rozumiem, że macie do odegrania tradycyjną rolę.
Kiedy ludzie mówią, że coś jest o wiele bardziej skomplikowane, to znaczy, że się obawiają, że prawda im się nie spodoba.
Osoby mające skłonność do obojętnego okrucieństwa mawiają, że we wnętrzu każdej grubej dziewczyny jest szczupła dziewczyna i mnóstwo czekolady.
- (...) Gdzie jest Igor, do demona?
- Ehem... Chciałam z tobą o nim porozmawiać, kochanie - odezwała się hrabina. - Myślę, że będzie musiał odejść.
- Tak jest! - zawołała Lacrimosa. - Nawet moje koleżanki się z niego śmieją!
- Ta jego postawa "jestem bardziej gotycki niż wy" staje się wybitnie irytująca - ciągnęła hrabina. - Ten idiotyczny akcent... I wiesz, na czym go w zeszłym tygodniu przyłapałam w starych lochach?
- Nawet się nie domyślam - zapewnił hrabia.
- Miał pudło z pająkami i pejcz! Zmuszał je do snucia wszędzie pajęczyn!
- Czuję się trochę... dziwnie.
- Może za dużo wypiłaś.
- W ogóle nie piłam!
- No to wiadomo, gdzie problem.
Niewiele ptaków potrafi siedzieć bardziej potulnie od lancrańskiego jaustrzębia, czyli smętka kłapodziobego, drapieżnika, który wciąż poszukuje opcji wegetariańskiej. Większość czasu i tak przesypia, ale gdy zmuszony jest szukać pożywienia, siada gdzieś na gałęzi, osłonięty od wiatru, i czeka, aż coś samo zdechnie. W ptaszarni smętki początkowo siadają na grzędzie, jak inne ptaki, ale potem, z pazurami ściskającymi drążek, zasypiają spokojnie głową w dół. Hodgesaargh hodował je, ponieważ występowały jedynie w Lancre i podobało mu się ich upierzenie; jednak wszyscy doświadczeni sokolnicy zgadzali się, że jedyną metodą upolowania czegokolwiek za pomocą jaustrzębia jest wystrzelenie go z procy do celu.
Zerknął na rękawice wiszące na hakach. Dobrze sobie radził z tresurą młodych ptaków. Po prostu jadły mu z ręki. Później, oczywiście, po prostu jadły mu rękę.
- Nic mu się nie stanie, prawda?
- Na pewno. Nic mu nie grozi. Widzisz, to jest jak szachy. Niech walczy królowa, bo jeśli stracisz króla, stracisz wszystko.
- A my?
- Och, my zawsze jesteśmy bezpieczne. Pamiętaj o tym. To my przytrafiamy się innym.
- Wielu ludzi znajduje w wierze pociechę (...).
- To dobrze.
- Naprawdę? Myślałem, że będzie się pani spierać.
- Nie do mnie należy mówienie im, w co mają wierzyć. Dopóki zachowują się przyzwoicie.
- Ale wiara nie jest czymś, co by panią pociągało? Może w mrocznych godzinach...
- Nie. Mam już termofor.
- Ach, mitologia... - mruknęła babcia. - Mitologia to tylko bajki ludów, które wygrały, bo miały większe miecze.
- Ma dopiero dwa tygodnie!
- Tak, ale bodźce w tak wczesnym okresie życia są ważne dla rozwoju młodego umysłu. - Margrat ułożyła małą Esme na stole i ubrała ją w śpioszki. - Poza tym powinna jak najszybciej opanować koordynację ręki i oka Nie ma na co czekać. A przy okazji... weź też małą zjeżdżalnię. I tę żółtą gumową kaczkę. I gąbkę w kształcie misia. I misia w kształcie gąbki.
Dumna maska tryumfującej cnoty może być niemal tak straszna, jak oblicze ujawnionej niegodziwości.
To była próba. Wszystko było próbą. Wszystko było rywalizacją. Życie codziennie stawiało przed człowiekiem wyzwania. Człowiek musiał cały czas na siebie uważać. Musiał dokonywać wyborów. I nikt nie mówił, co wybrać należy. Owszem niektórzy kapłani twierdzili, że później dostaje się oceny, ale jaki to ma sens?
Sonata na burzę z piorunami, zapadnie i młode kobiety skąpo odziane".
Hymny państwowe zawsze mają tylko jedną zwrotkę, czy raczej wszystkie mają taką samą drugą zwrotkę, to znaczy „mru... mru... hmmm... mru mru hmm hmm... mru... mru hmmm” powtarzane przez jakiś czas, dopóki wszyscy nie przypomną sobie ostatniego wersu pierwszej zwrotki i nie zaśpiewają go na całe gardło.
Istnieją dziesiątki sposobów pozbycia się wampira, nie licząc nawet kołka wbitego w serce, który działa też na zwyczajnych ludzi, więc jeśli pozostaną jakieś kołki w zapasie, to się nie zmarnują.
Za chudy jesteś. Więcej mięsa widywałam na ołówku rzeźnika.
- Czuję się trochę... dziwnie.
- Może za dużo wypiłaś.
- W ogóle nie piłam!
- No to wiadomo, gdzie problem - ucieszyła się Niania.
- Będą zajęci czym innym - odparła niania. - Całym tym tłumem u bramy. (...)
- Jakim tłumem? - zdziwiła się Magrat.
- Zorganizujemy sobie.
- Tłumu się nie organizuje, nianiu - powiedziała Agnes. - Tłum to coś, co zdarza się spontanicznie.
Oczy niani błysnęły.
- W tych stronach żyje siedemdziesięciu dziewięciu Oggów - oznajmiła. - No to będzie spontanicznie.
(...)
- Tak, mamo?
- Spontaniczny tłum ma szturmować bramy zamku za powiedzmy pół godziny. Zawiadom wszystkich.
- Tak, mamo.
- Wytłumacz im, że to nie jest obowiązkowe i wcale nie muszą przychodzić - dodała niania.
Kołysał się jak szczęśliwe drewienko na fali ciepłego morza życia.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl