Pisarka z dwiema książkami na koncie. Lekarka, już z dyplomem - ale jeszcze na stażu. Mama Majki i Martynki. Krakowianka. W Krakowie pracuje, Kraków opisuje. Nie zamieniłaby go na żadne inne miejsce do życia, chociaż w naszym mieście kilku rzeczy jej brakuje. Nazywa się Marta Madera, ale w dowodzie ma inne nazwisko (Madera to pseudonim literacki). Jest tam wpisany krakowski adres zamieszkania - Bronowice. Nie ma w nim za to informacji, że wydała dwie książki, bardzo krakowskie, bo o życiu krakowskich dwudziestoparolatków. Ani też o tym, że pierwsza jej książka, "Przyjaciele" sprzedała się całkiem przyzwoicie. Była sukcesem. Ma dwie córki - siedmioletnią Maję i trzyletnią Martynkę. Wychowywała się na jednym z osiedli sypialni. Krakowianką poczuła się dopiero wtedy, kiedy poszła do szkoły średniej. Wybrała jeden z symboli miasta - V LO. Marta: - Liceum to czas poznawania Krakowa, zachłystywania się miastem. Nigdy nie myślałam, że może takie być: "niebo usiane gwiazdami". Któregoś dnia postanowiłam zdobyć, w ciągu jednego dnia, wszystkie krakowskie kopce. Zaczęłam od Wandy, a skończyłam na Kraku (no, prawie udało mi się wejść na górę). Raz też wyszłam na wieżę Mariacką - to było niezwykłe, bo wtedy nikt nie organizował takiego zwiedzania. To był prezent od kolegi, na imieniny. Zobaczyłam z góry Kraków spacerowy... Teraz Kraków Marty jest miastem, w którym będzie leczyć - obiecuje, że nie wyjedzie z kraju, żeby zajmować się innymi Europejczykami. Na razie kończy staż w jednym ze szpitali - co trzy miesiące zmienia oddział, a to znaczy, że przechodzi przez chirurgię, ginekologię, internę, pediatrię...